Data: wtorek, 16 kwietnia 2019
Mam na imię Monika, jestem dietetykiem, mam dwoje dzieci, męża, psa, dom i pracę, co – jak zapewne doskonale wiecie z własnego doświadczenia – oznacza całkowity brak czasu, życie w ciągłym biegu, dietę składającą się głównie z łatwych do przyrządzenia posiłków oraz niewielką ilość snu, i momentów odpoczynku.
Funkcjonuję tak już od kilkunastu lat, czyli od dnia, kiedy na świat przyszła moja córka, pięć lat później pojawił się syn. Jak możecie się domyślać, mąż znalazł się u mojego boku kilka lat wcześniej, a czworonożny przyjaciel, w tzw. „międzyczasie”. Okres powiększenia mojej rodziny nierozerwalnie kojarzy mi się z pojawieniem się dodatkowych, niechcianych kilogramów na łazienkowej wadze. Po pierwszej ciąży pozostało mi jakieś 7 kg nadwagi, po drugiej jeszcze 5kg, a więc przybyło mi aż dwanaście nadprogramowych, znienawidzonych kilogramów. Mój niewielki wzrost, 152 cm, jedynie potęgował i uwydatniał masywność, której nabrała moja sylwetka. Zdjęcia z wakacji 2014 zdecydowanie utwierdziły mnie w tym przekonaniu. Okazało się, że to nie tylko moje własne odczucia przy spoglądaniu w lustro, to nie był wytwór mojej wyobraźni – ja naprawdę tak wyglądałam!
Postanowiłam, że zacznę działać, rozpoczęłam dietę, treningi i wtedy się zaczęło. Ze wszystkich stron słyszałam: „jak przejdziesz na dietę, to przytyjesz jeszcze raz tyle” i że „każde odchudzanie kiedyś się skończy i pojawi się efekt jo-jo” albo „ja po diecie przytyłam dwa razy tyle, w kilka miesięcy”. Znacie to? A może tak właśnie było w Waszym przypadku? Efekt jo-jo po odchudzaniu skutecznie zniechęcił Was do podjęcia kolejnej próby? Bardzo często słyszę takie opowieści w moim gabinecie. Przytaczam wówczas moją historię, którą zapragnęłam podzielić się z Wami, Czytelniczkami Magazynu SF.
A zatem, wracając do mojej relacji, pomyślałam: „zaraz, chwila, to nie tak”. Przecież wiem, jak zrobić to skutecznie i zamierzam to udowodnić. Potrzebuję tylko odpowiednich narzędzi. Poprosiłam o pomoc koleżankę po fachu i mojego trenera tenisa. Dzięki temu miałam kogoś, kto mnie kontrolował i motywował.
Rok regularnych ćwiczeń (trzy razy w tygodniu) oraz urozmaicona dieta, o lekko obniżonej kaloryczności, skomponowana specjalnie dla mnie i dostosowana do moich potrzeb. Dodatkowo, regularne spotkania z dietetykiem, godziny przeprowadzonych rozmów. Wiecie co się stało?!
Schudłam 12 kg, osiągnęłam masę ciała, 50 kg, czyli moją wymarzoną! Zakończyłam wizyty u koleżanki dietetyczki. Zaprzestałam gotowania według stworzonej przez nią rozpiski, ale po roku regularności i wytrwałości nie miałam ochoty na zamianę nawyków żywieniowych, których nabrałam przez te dwanaście miesięcy. Przyzwyczaiłam się do jedzenia regularnie, nauczyłam się tak planować dzień i posiłki, aby się to udawało. Przestały mi smakować ciężkostrawne i tłuste potrawy oraz słodycze. Nauczyłam się, co zrobić, jeśli pozwolę sobie, od czasu do czasu, na coś słodkiego czy nieco bardziej kalorycznego. Przecież życie nie może kojarzyć się z nieustannymi wyrzeczeniami. Zmieniło się moje podejście do odżywiania, a także moje preferencje kulinarne. Nie wyobrażałam sobie już życia bez aktywności fizycznej. Mój organizm wszedł na nowe tory i zaczął sygnalizować mi swoje własne potrzeby.
Od redukcji mojej wagi minęło 6 lat, a ja ważę 50 kg, mimo, że nie oszukujmy się, mój metabolizm zwalnia teraz z każdym rokiem. Nie doświadczyłam efektu jo-jo! Udało się! Rok wysiłku i wsparcia ze strony specjalisty, sprawił, że zmieniłam nawyki żywieniowe – nie tylko swoje, ale całej mojej rodziny. Diametralnie zmienił się również mój styl życia. Wiem, miałam trochę łatwiej, niż większość kobiet, ponieważ poruszałam się po znanym mi gruncie, ale – jak widzicie – byłam przysłowiowym szewcem bez butów. Uwierzcie, bez wsparcia z zewnątrz, nie udałoby mi się tyle osiągnąć. Jakiś czas temu odkryłam w Warszawie Studio Figura, odwiedziłam to miejsce i zakochałam się bez pamięci! Zobaczyłam, że SF oferuje dokładnie to, czego ja potrzebowałam na początku mojej drogi do wymarzonej sylwetki.
Dzisiaj jestem szczęśliwą, spełnioną kobietą. I zdradzę Wam mały sekret: od pół roku jestem właścicielką Studio Figura Warszawa Zielona Białołęka, gdzie pomagam kobietom zrobić to, czego dokonałam sześć lat temu. Dobierając plany treningowo-zabiegowe, dietę, suplementy, kosmetyki oraz otaczając wsparciem i motywacją, pokazuję moim Klientkom drogę do zmian w stylu życia, bo w tym właśnie tkwi sekret skutecznego odchudzania bez efektu jo-jo. Otworzyłam własne Studio, bo wiem, że Panie znajdą tu wszystko to, czego potrzebowałam na początku swojej drogi. I to w jednym miejscu!
Pozostaje mi tylko życzyć Wam sukcesów i wytrwałości w ich osiąganiu.
Pozdrawiam,
Monika
Autorka: mgr Monika Sączek-Maj, właścicielka SF Warszawa Zielona Białołęka
Redakcja: Anna Bajerska/Dział Kreacji Studio Figura International